wtorek, 5 marca 2013

04.03.2013 GREGORIAN @ Sala Kongresowa, Warszawa

Wiem, że przed Gregorianami byłam jeszcze na Triggerfnger, ale z perspektywy tego co zobaczyłam wczoraj niestety nie mogę nie olać chronologii i nie napisać o chórzystach.
Jeden z najlepszych koncertów na jakich byłam, a już na pewno najlepsze show muzyczne.
Relacja długa. Zdjęcia z telefonu (te z aparatu, akredytowane będą do zobaczenia na netfan.pl i na moim fotograficznym fanpage na facebooku).

Dzisiejszy wpis pozwoliłam sobie nawet zatytułować.


Gregorian – grzech wyjść wcześniej.


Na część koncertów idę jedynie porobić zdjęcia. Po trzech kawałkach opuszczam klub, ewentualnie posłucham kilku kolejnych.
Na Gregorian nie dało się nie zostać do końca. Show jakie zobaczyłam będę pamiętała długo.
Koncert zaczął się spokojnie. Kilka utworów odśpiewanych w skupieniu, przy jednolitym świetle, ewentualnym punktowcu na solistę.
Między utworami padło ze sceny stwierdzenie, że jeśli ktoś ma ochotę robić zdjęcia, proszę bardzo, tylko bez flesza. Ochrona niestety wzięła sobie bardziej do serca magiczne '3 kawałki' i zabroniono nam fotografować właśnie wtedy kiedy zaczęła się prawdziwa jazda. Show było na tyle świetne, że wielu ludzi wyciągnęło komórki, żeby uchwycić to co się działo, chociaż najlepsze zdjęcia na pewno nie oddadzą świetności pokazów, jakimi została uraczona publiczność,
Na podest zbudowany z tyłu sceny weszła wokalistka Amelia Brightman (siostra Sary Brightman) w stroju rodem ze starożytności. Nic dziwnego, to był utwór z Gladiatora a w tle wyświetlane były wizualizacje. Co ciekawe, filmy pokazywane reżyserowała właśnie Amelia i były to groteskowe scenki adekwatne do utworu, w których występowali bracia chórzyści (np. motyw z Titanica).
Amelia w różnych stylizacjach pojawiała się niejednokrotnie podczas kolejnych utworów, uświetniając występy swym subtelnym, wręcz teatralnym tańcem i diabelskim spojrzeniem.
Z jej udziałem można było usłyszeć także cover Evanescence – Bring Me To Life. Na scenie pojawiała się również druga wokalistka, obdarzona niesamowitym, operowym głosem - Eva Mali. Z jej udziałem wykonane zostało m.in. World Without End.
Nie można nie wspomnieć o oprawie koncertu. Były iskry, był ogień, było niesamowite świetlne show. Zapłonął wniesiony na scenę miecz, zapłonął fortepian. Podczas utworu z filmu Piraci z Karaibów bracia grali świecącymi pałeczkami na bębnach ustawionych na podwyższeniu a jeden z nich odbywał z Amelią pojedynek na szable.
Na podwyższenie trafił także perkusista grający na wielkich bębnach pałkami z których poszły iskry, a które następnie zostały podpalone. Dodatkowo też bębniarz pluł ogniem czym uświetnił występ.
Chórzyści zaskoczyli pięknym pokazem figur świetlnych, które uzyskali odbijając strumienie światła lustrami. Podczas jednej z piosenek wyszli na scenę mając na dłoniach rękawiczki z laserami, którymi także dali wspaniały świetlny pokaz.
Publiczność usłyszała wiele znanych kawałków. Jednym z nich był She dedykowany wszystkim kobietom członków chóru (matkom, córkom, siostrom, dziewczynom), a także warszawskim paniom. Podczas trwania utworu na ekranie wyświetlone zostały zdjęcia braci z najważniejszymi kobietami ich życia, a pod koniec bracia rzucili białe konfetti na dmuchawy.
Publiczność usłyszała także kultowe: Sound Of Silence, Kiss Form A Rose, Last Unicorn, Live And Let Die, Motywy z Ojca Chrzestnego i Bonda.
Rewelacyjne było także wykonanie hitu z Hallelujah, kiedy to na scenę wyszedł gitarzysta, oraz perkusista z gitarą, refren śpiewały panie z sekcji smyczkowej, które miały swój mikrofon. A zwrotki śpiewali pojedynczo chórzyści oraz wokalistki. Wszystko przy zwykłym białym świetle, skromnie, ale niesamowicie efektownie. Widać było, że część publiczności nuci sobie 'alleluja' pod nosem.
Chór pożegnał tłum radosnym coverem, tańcząc i zachęcając do wspólnej zabawy. A na sam koniec w publiczność zostały wystrzelone serpentyny, na telebimie wyświetlił się napis 'Thank You' owacjom na stojąco nie było końca. Z rozmów ludzi można było wywnioskować, że poprzednie występy Gregorian znacznie się różniły od tego, czyli widać artyści nie powtarzają schematów i cały czas zaskakują.
Po wyjściu z Sali Kongresowej można było kupić dość drogie gadżety Gregorianów (koszulki, kubki, plakaty, płyty) a także stanąć w kilometrowej kolejce (surowo pilnowanej przez ochronę) po autografy części artystów.
Gdybym miała podsumować ten koncert dwoma słowami byłoby to: obłędnie genialny.













niedziela, 17 lutego 2013

19.01.2013, Cancer Bats+Enter Shikari @ Proxima, Warszawa


Zacznę od tego, że zapewne się stęskniliście za mną.
Dobra, wiem, że nie.
Post napisałam prawie miesiąc temu, ale czemu nie kliknęłam 'opublikuj' to nie mam pojęcia.

Daruję opowiadanie o tym co było na WOŚPie, bo jak można streścić kilka 20-minutowych koncertów, gdzie po Dodzie wchodzi na scenę Hunter?

Skupmy się na tym co się działo 19 stycznia.

Otóż jakąś specjalnie wielką fanką CB nie jestem, a Enterów w ogóle średnio lubię, no ale instynkt powiedział 'sfociłabym'. Cóż... Go Ahead... Nie da rady.
Pomysł - napisać do Batsów. Najwyżej oleją/nie zgodzą się.
Najpierw poszła wiadomość do Scotta, który długo nie odpisywał. Następnie Mike, z którym się ugadałam o photopass. Scott też odpisał więc w sumie obaj panowie byli na tak. (Wspominałam już, że kocham Kanadyjczyków w każdej postaci?)

Żebym nie była zbyt szczęśliwa, w dniu koncertu, jak na niego miałam dotrzeć mój cudowny autobus spóźnił się 15 minut, przez co pod Proximą byłam 'na styk'. Jak wchodziłam do środka rozbrzmiały pierwsze dźwięki Pneumonia Hawk, co mnie przyprawiło o szewską pasję. Kolejka do szatni jak za komuny po chleb, więc bieg pod scenę, zmiana obiektywu, rzucenie płaszcza gdziekolwiek i do fosy na ostatni kawałek. Następnie nieco zdjęć z ławek z boku, chociaż 50 cudów nie zdziała..

Panowie drwale dali czasu, nie powiem pokochałam ich całym sercem, mimo że wokal na nagraniach nie jest tym wymarzonym. Odegrali kawał dobrej roboty a publiczność (która w części przyszła na nich) bawiła się świetnie i żywo reagowała na to co mówił Liam (wokalista).
O ile się nie mylę było coś o śniegu i o tym, że czują się prawie jak u siebie.
Po skończonym koncercie od razu Liam pobiegł na merch a reszta na posiłek. Poszłam się przywitać i zrobić sobie zdjęcie, które w sumie zrobiła Kinga*

Następnie marsz pod scenę na Enter Shikari. Tłum już zaczynał napierać na wszystkie strony, ławki były okupowane i przejść było ciężko.
Co do koncertu. Nie mnie to oceniać. Ni mnie grzał ni ziębił. Pierwsze kawałki były bardzo spoko, niestety na reszcie skupiłam się na zdjęciach, a potem wyprułam do baru po coś do picia. I gdzieś już mi to ich granie umknęło. Chyba jeszcze nie czas na ochy i achy nad nimi.  Przy okazji pogadałam z Liamem o tym jakich Kanadyjczyków zna i z którymi kapelami się przyjaźni. Swoja droga bardzo sympatyczny człowiek, wytrzymał ze mną i moimi pytaniami.
Kupiłam sobie naszywkę, zrobiłam kolejne zdjęcie, wzięłam autograf, porobiłam kilka zdjęć. Porozmawiałam z kilkoma osobami (pozdrawiam jeśli czytają). Zagadałam gościa w koszulce Alexisonfire (który okazał się być innym gościem niż ten na Gallows co w sumie było fajne).
Pod koniec koncertu Enter Shikari przyszedł Scott, któremu się przedstawiłam, pożaliłam na autobus i pogadałam o duperelach, zrobiłam zdjęcie, tak samo jak z resztą zespołu, która dołączyła po chwili.

Kiedy Enter Shiraki skończyli grać, do chłopaków przybiegł tłum ludzi pogadać i porobić sobie zdjęcia, więc ja się grzecznie pożegnałam, wyściskałam ze Scottem i Liamem i wyszłam na tyły, gdzie po chwili wyszli panowie z ES (jak miło!). Popisałam się kompletnym brakiem wiedzy o zespole, i zrobiłam zdjęcie z wokalistą 'na fejsbuka z wokalem bo jego będą ludzie kojarzyli najbardziej'. Porobiłam zdjęcia. Wróciłam do domu.

Mam nadzieję, że Batsi jeszcze wrócą do Polski bo bardzo chętnie pójdę na koncert nawet biletowany, nawet bez aparatu.

Na dobranoc parę fotek.










* https://www.facebook.com/KILERphotography
Polecam!

Z rzeczy koncertowych. Po długiej przerwie powoli wracam do formy. Mój plan na studiach mnie przeraża, bo nic fajnego po koncercie mieć drugiego dnia na 8:00, do 17 i jeszcze milion zdjęć do obrobienia na dodatek. Ale dam radę.
Z planów czystko koncertowych to znów czekają mnie wtorki w Hard Rock Cafe (przede mną Cree i Izrael). Plus na horyzoncie czeka na mnie Gregorian w mojej ukochanej Kongresowej.
No i wysłałam podanie o akredytacje na Justina Biebera :D :D :D

A na koniec moje największe radości.
Dostałam akredytację na Gogol Bordello (nieświadoma że grają w Warszawie) i to w sumie zasługa redaktora naczelnego NetFan.pl
No i nie pisałam o tym jeszcze: SYSTEM OF A DOWN w ŁODZI.
Wiem, że wiecie.

Dziękuję, że czytacie o ile czytacie :)
M.


Kto nie lajkuje niech zalajkuje:

Netfan: https://www.facebook.com/NetFanpl
Moje imie nazwisko fotografi: https://www.facebook.com/musicphotographymilenagrzesiowska

piątek, 21 grudnia 2012

Wielkie lenistwo i świąteczne porządki. Wszystko @ Wszystko

Jeśli jeszcze jakaś żywa dusza pojawi się tutaj to bardzo mi miło.
Wyrażam skruchę, wyrażam ubolewanie i przepraszam wszystkich za lenistwo, chociaż obiecałam powrót to jest on dopiero teraz.

Mam nadzieję, że po nowym roku się zmobilizuję i zacznę pisać regularnie. A coś czuję w moich kościach, że OJ... będzie o czym, bo na wariackich papierach mam parę rzeczy do zrobienia :)

Trochę się działo od września, bo ostatni post dotyczy Gallows. Wpadło kilka koncertów, 2 teledyski a nawet gala.

Poczęstuję Was informacjami w wieeeeeelkim skrócie i po nowym roku będę starała się wygospodarować więcej czasu na swoje koncertowe wywody (a już w kościach czuję, że będzie się działo!).


Był Last Warrior w Progresji, supportowany przez mocno-metalowy zespół, który skutecznie wyjałowił mi bębenki. Jako drudzy grali The Floorators z Dolnego Śląska (co mnie ucieszyło). I zagrali dobry kawał muzyki, aż pierwszy raz kupiłam w ciemno płytę zespołu po koncercie, za zawrotną cenę 10zł.

Było The Boogie Town (HRC), ale z moim podejściem do kobiecych wokali daruję sobie komentarz.

Cudowny Koncert Muzyki Filmowej w Sali Kongresowej, gdzie dostałam własny bilet nawet, a i tak siedziałam koło sympatycznego organizatora pod lożą, 2m od wiolonczelistów. Duży plus za postacie w Gwiezdnych Wojen, które obstawiały scenę kiedy była grana muzyka z tegoż filmu.

Plan teledysku zespołu Wilki, na którym Gawliński zachował się z klasą i przywitał z fotoreporterami, sztuk 3, w porywach do 4.

Promocja płyty Rafała Brzozowskiego, która mnie wykończyła psychicznie, szczególnie w momencie, kiedy minął mnie Liber i stwierdziłam, że muszę czekać do piosenki, którą śpiewają razem. Pan Brzozowski w momencie gdy Liber pojawił się na scenie, użył słowa 'Joł' około 10 razy.

Plan teledysku Ani Wyszkoni, która okazała się wesołą, luźną babką.

Afromental w HRC, którzy zdobyli moje serce grając motyw z 'Killing in the name of...' i ogólnie zagrali niesamowicie energetyczny set.

Kolejny koncert to był promocyjny koncert Wilków dla prasy i fanów z konkursu, gdzie panowie zagrali jakieś 8 utworów. Co ciekawe pod sceną wiły się 2 dziewczyny. A Gawliński usiadł na schodkach na scenę i wziął jedną z fanek za rękę (pod czujnym okiem żony) i śpiewał patrząc jej w oczy. Fanka miała na oko z 6-7 lat ;)

Po drodze nawinął się Closterkeller w HRC - nie mój klimat totalnie.

Następnie w tym samym miejscu, średnio a nawet bardzo mało lubiany przeze mnie Enej - na którym ścisk był nieziemski, chociaż innym się podobało.

Dalej - MashMish w klubie Syreni Śpiew bardzo... klimatyczny występ, na którym spotkałam Adama Sztabę.

Z koncertów to jeszcze w kochanym HRC Negatyw, któremu spodobały się fotki, a z racji braku tłumów na koncercie fociło się bardzo swobodnie.

Nawinęło się Papa Roach w Progresji, którzy dali na prawdę dobry koncert, szkoda, że już po pierwszej piosence w klubie zabrakło tlenu i ludzie padali jak muchy. Przykro było patrzeć wiedząc, że pewnie część przyjechała z końca Polski i raczej nie po to, żeby zemdleć bo klub nie ma odpowiedniego przystosowania do takiego tłumu. Co ciekawe zamiast foto plakietek/opasek karaluchy dały nam... naklejki. Fajna pamiątka.

Lady Pank Symfonicznie z Sali Kongresowej. Poruszone śpiewające tłumy, ścisk. Bardzo magiczna sprawa. Plus pierwszy raz wchodziłam wejściem D i jakimiś zakamarkami.

The Brimstone Days - długo wyczekiwani Szwedzi, którzy zagrali niesamowity koncert w Chwili. A ja zrobiłam deal życia z perkusistą bo za zdjęcia dostałam ich eko-torbę ;) Bo przecież nie musiałam zdjęć robić.

Na koniec z koncertów Goya w Herezji - bardzo sympatycznie i wręcz rodzinnie.

Przedostatnie opisywane tu wydarzenie to - Europejskie Targi Muzyczne CJG - świetna impreza. Ciekawe warsztaty i panele, masa gwiazd z którymi można było pogadać, zrobić sobie zdjęcia. (Brodka, Czesław, Beata Kozidrak, Robert Janowski, Jurek Owsiak, Kamil Bednarek, Enej, VooVoo, The Neo Retros, Sokół, Maja Kleszcz, Glaca). Ja osobiście porozmawiałam chwilę z Marcinem Wyrostkiem, bo kończyliśmy tę sama szkołę muzyczną. Ogólnie Papa Roach i The Brimstone Days uniemożliwiły mi robienie zdjęć na koncertach w ramach ETM, jednak załapałam się na artystów korytarzowych, oraz tych którzy swoje występy mięli w trakcie targów, a byli to m.in. MashMish czy Kamil Bednarek (trochę szkoda, ze opuściłam T.Love). Pogadałam trochę z v-ce dyrektorem Ursynaliów, zebrałam parę naklejek, pooglądałam na żywo produkty sklepu 'PanTuNieStał' i hipsterskie ciuchy za ogromne pieniądze.

Samo zakończenie, które ze względów zdrowotnych jest także moim foto-muzycznym zakończeniem tego roku była Gala Nocne Marki 2012. Bardzo długo się wahałam czy pójść na ta imprezę, ale zaryzykowałam.
Nagrody od Aktivista zostały rozdane, muzycznie grała dość 'oryginalnie' Sonimika i grali Kim Nowak oraz DJ. Światła niesamowite. Aż się chciała oświetleniowca wyściskać.
Na gali pojawił się nawet pan Michał 'sushi' Figurski, który wręczał nagrodę. Chociaż zdziwiła mnie nagroda dla zespołu Muchy, bo jednak pokonali Brodkę, która wciąż jest na topie.
Dla mnie osobistym egoistycznym plusem był darmowy catering. Od pizzy, przez bubble tea, frugo, po hinekena i drinki Finlandii. Ucięłam pogawędkę z hostessą Camela, która nawet nie wiedziała co to za impreza.
Co ciekawe wbrew mentalności naszego narodu nikt się nie rzucał na to jedzenie i nie szmuglował go do toreb. Pełna kultura, jak na GALĘ przystało.



Na koniec mam pytanie do Was. Znalazłam ostatnio autografy w starym kalendarzu. I nie mam najmniejszego pojęcia czyje one są. Mam dziwne wrażenie, że to może być polski zespół...
Ktoś ma pomysł?







Na koniec chciałam wam życzyć:
MUZYCZNYCH ŚWIĄT
KONCERTOWEGO NOWEGO ROKU



Buziaki!
M.

Na koniec mała reklama i zapraszam do polubienia pewnych stron:

https://www.facebook.com/musicphotographymilenagrzesiowska (fanpage zdjęć na fejsie)
https://www.facebook.com/NetFanpl (bo dzięki temu mam tyle koncertów)
https://www.facebook.com/grandcircus (bo dzięki temu był koncert The Brimstone Days)
https://www.facebook.com/PluszowaFarma (bo siostra rozkręca biznes i może wam uszyć waszych ukochanych muzyków w pluszowej wersji!)

wtorek, 2 października 2012

30.09.2012, The Back Hearts, Feed The Rhino, GALLOWS @ Hydrozagadka, Warszawa

Na samiuśkim początku muszę zwrócić uwagę na jedną istotną rzecz.
Wokalistą Gallows jest Wade MacNeil, były gitarzysta Alexisonfire.
AOF słucham stosunkowo krótko, bo w łapy wpadli mi jakoś 2 lata temu, ale strasznie polubiłam ich muzykę.
W tym roku AOF zakończył działalność. Na ostatnią, pożegnalną trasę wykupili bilety (chciałam lecieć do Londynu na koncert). W sumie dla mnie jedyną szansą na poznanie kogoś z Alexisonfire był koncert Gallows.




Mimo tego, że się pochorowałam, blada jak ściana dotarłam na koncert na czas, choć plan był nieco inny. Ludzi początkowo jak na lekarstwo. Ja z powodu mojego stanu zaszyłam się na samym końcu, w kącie na kanapie, żeby przetrwać.

The Black Hearts

Chłopaki wystąpili jako jedyny polski support. Zadanie mieli ciężkie, bo publika mała. Swoją drogą jak widziałam ich kręcących się wcześniej po klubie i przed klubem to takiego 'rozstawienia' się nie spodziewałam, bo chociażby basistę podejrzewałam o bycie wokalistą. Może to dlatego, że siedziałam daleko i nie widziałam wszystkiego, ale na moje oko wokal TBH był najbardziej niepozornym członkiem ów kapeli. Za to jak ryknął, to o kurde. Przyznam szczerze, że nie wiedziałam, że w Polsce mamy takie zespoły. Jak na moje ucho bardzo na plus, choć wokal jakby momentami niedociągał, jednak mimo wszystko poziom ich występu był wysoki.
Miło ze strony chłopaków, za coś w stylu 'zróbcie hałas dla...'


Feed The Rhino

Dla mnie - ciut zbyt agresywni. Na taką muzykę i 'fucking' jako co drugie słowo to ja muszę mieć nastrój, ale mimo to trzeba docenić chłopaków. Wyszli, zrobili rozpierdziel i zeszli. Również wysłali buziaczki dla pozostałych kapel. Widać, że panowie się znają na rzeczy. I robią to bardzo dobrze, co wypada im przyznać i polecić dla wszystkich, którzy darcie mordy w mikrofon lubią.


Gallows

Tuż przed wyjściem na scenę udało mi się złapać Wade'a i zapytać czy po występie będzie mieć czas pogadać. Tak, będzie, zapytał o imię. Nice to meet you.
Już chwilę potem szalał na scenie wraz z resztą chłopaków. Zaczęli od Misery a potem było już coraz mocniej. Tłum wariował, Wade namawiał do robienia kółka, ludzie wchodzili na scenę, flesze błyskały. Ze sceny padło 'Gallows Kurwa' co tłum od razu podłapał i chętnie skandował.
Gadania w sumie było niewiele, trochę o poprzednim dniu w Poznaniu i piciu polskiej wódki.
Steph cały koncert stał twardo z miną seryjnego mordercy, za to drugi gitarzysta ma u mnie wielkiego plusa. Dlaczego? Bo patrząc na niego miało się wrażenie, że zaraz komuś przywali gryfem. Siedząc daleko przez chwilę myślałam, ze to bas, niestety bas był spokojny.
Wade daje radę, chociaż moim zdaniem szkoda, że się podziało tak jak się podziało. We wrzasku byłego wokalisty Gallows słuchać było brytyjski akcent. I ta muzyka w swojej brutalności miała swój urok. No i chrypa Wade'a ginie podczas krzyku.
Ogólnie tłum był niewielki ale wdzięczny i pełen miłości do Gallowsów.


Po koncercie dorwałam Wade'a i ze wstępem, że 'lubię Gallows i lubiłam ich z Frankiem ale sam rozumiesz' wyłożyłam przed nim 4 okładki płyt Alexisonfire. Podpisał je z uśmiechem na twarzy. Pogadaliśmy o Kanadyjskiej scenie około punk/hardcore'owej, dowiedziałam się paru smaczków i AOF, dowiedziałam się kto kogo zna, koło kogo mieszkał, co robi reszta kapeli. Pozdrowiłam go od Dustina, z czego się dość zdziwił. Wypytałam o chyba wszystko co możliwe. Poubolewałam nad tym, ze mi wykupili bilety na Londyn...
Wade miał do mnie cierpliwość a ja między pytaniami przepuszczałam ludzi do autografów i zdjęć.




Podziękowania dla Karoliny za zdjęcia. :)



Później jeszcze wzięłam autograf od Stepha i od perkusisty na bilecie. Co ciekawe Steph się uśmiechał i swoim uroczym i niewinnym zachowaniem wobec fanów nie przypominał zupełnie tego samego mordercy ze sceny. Jak muzyka zmienia ludzi.... ;)




środa, 25 lipca 2012

Trochę z innej baczki, czyli... Tube.

Wpis będzie nietypowy, bo nie o koncercie. Ponadto z koncertami dość słabo związany.
Trochę się wahałam czy to pisać czy nie, ale skoro jakiś czas temu sobie powiedziałam, że konwencja bloga będzie mniej dziennikarska a bardziej prywatna (co wychodzi w relacjach) to mogę sobie pozwolić na więcej.


Otóż.

Niezmiernie mi miło napisać, że po swoim występie (a moim wpisie) na mój służbowy mail przyszła wiadomość od zespołu Tube. Ok. Czasem się zdarza, że kapela napisze do mnie na facebooku, bo przeczyta mój wpis (nawet za pomocą google translatora) i chce podziękować/sprostować coś. Ale panowie z Tube mnie zaskoczyli (nie tylko uprzejmością i ciepłymi słowami). Zaskoczyli mnie obietnicą, która się właśnie zmaterializowała w moim domu rodzinnym, a jest to ich płyta. Szalenie się z niej ucieszyłam z kilku powodów. Po pierwsze mam świadomość ile mniej-więcej kosztuje zrobienie krążków. Mam świadomość, że to są pieniądze, wysiłek, pot, łzy i litry alkoholu. Tym bardziej mnie to cieszy, bo w sumie napisałam tylko relację (bez nawet zdjęć).
Dzięki!








Nasunęła mi się malutka refleksja. Po ostatnim koncercie (a i jeszcze przed nim) w ucho wpadła mi płyta Hands Resist - Na Krawędzi. Chciałam ją zdobyć online z jakiegoś ajtjuns, czy czego tam. Uczciwie zapłacić 25zł . Niestety nie było to możliwe i żadnego wyjątku dla mnie zrobić nie chciano. Mogłam ew. kupić sobie krążek i szukać kogoś kto mi z płyty zrobi formę mp3 (brak napędu w komputerze uniemożliwiłby mi odsłuchanie). Później zaproponowałam (może nie dosłownie) zespołowi zdjęcia za płytę.
Dowiedziałam się czego?


'To nie działa w ten sposób ;)'


Cóż maja rację. W ten sposób działam tylko ja i zaprzyjaźnione kapele.
Inni biorą ok. 20zł za 1 (słownie 'jedno') zdjęcie. ;)

Dopytywać się i wnikać nie będę, ale szalenie mnie zastanawia dlaczego. Zwykle jeszcze na koncertach (czasem w trakcie ze sceny) jestem zaczepiana 'gdzie będą zdjęcia?/wyślesz nam?'. Zwykle kapelom zależy na sprzedaniu płyt, na liczbie odsłuchani i na fanach. 
Zwykle.


Ciepło pozdrawiam Tube a także Hands Resist
M.




Jeszcze małe info. Zarzuciłam komerchą i zgłosiłam koncertowe na BlogDay 2012 w katogorii lifestyle.
Kokosów z tego nie będzie, ale może wpadnie jakiś czytelnik?

Informuję na koniec też, że kolejna relacja wpadnie chyba dopiero w październiku.
Bilet na Gallows czeka na przedarcie.




niedziela, 1 lipca 2012

29.06.2012, Maypole, Upside Down, Hands Resist, Czystaojczysta, Warszawa

Zacznę standardowo od miejsca.

Czysta Ojczysta. Znów Praga. Ładne 'przemysłowe' podwórko. Grill, piasek, siatka, leżaczki, sielanka.
W środku nieco gorzej. Miejsca niewiele, scena malutka.
Coś na co zwracam ja uwagę - oświetlenie. Taaa... Zero światła na scenę. No i największa porażka wieczoru - akustyka. Niestety pan sobie przez cały wieczór nie dawał rady i kolejne zespoły nie mogły się doprosić o wyżej, niżej, więcej, mniej. Ale o tym później.


Maypole

Koncert na który czekałam od listopada. Więc idealnie się złożyło, że mogłam pójściem na występ chłopaków zakończyć wiosenno-letni warszawski sezon koncertowy.
O spóźnieniach to nie ma co pisać, bo ja już to jako standard przyjęłam.
Na początku zaczęły się problemy techniczne. Wokalista (Shorty) instruował czego gdzie brakuje,ale zadowolony to do końca nie był.
Panowie zaskoczyli mnie nieco ilością nowych kawałków jakie zagrali, jednak nie zabrakło wszystkim dobrze znanych staroci, o które się domagała publiczność.

Konferansjerka standardowa, tak samo jak standardowy poziom żartów.

Yogi: A teraz powie coś Krzysztof, bo Krzysztof ma najlepszy kontakt z publiką
Krzysztof: ...

Yogi (po utworze zagranym w okularach Shortyego): Powiem wam, że lepiej się gra w okularach. Lepiej słyszę.

Czyjeś okulary przyodział też Krzysztof.
Było schodzenie w tłum ze sceny, oddawanie gitary, były przytulaski. Dziwię się jednak z braku wzmianki o udziale 2 członków zespołu w kultowym teleturnieju Familiada.

Z innej beczki dodam, że wielki szacunek należy się Adamowi za grę mimo pokiereszowanych bólem pleców. Dał radę!

Pod sceną rozkręciło się małe, radosne pogo, w które miałam ochotę skoczyć.

Przedostatnim utworem był No Speed Limit odśpiewany wraz z publicznością, która o ten kawałek się upominała bardzo, a okrzyki 'no speed limit' było słychać także podczas występów kolejnych kapel.

Klik klik klik


Ostatni był Budzałek. I tu zatrzymam się na chwilę i dam upust mojej egoistycznej pychy, ponieważ tekst do Budzałka jest mój własny i mogę się chwalić że w życiu pisałam coś więcej niż bloga.

Klik klik klik

W tym momencie pan akustyk dał ciała ładnie mówiąc i wyłączył mikrofon wokalu (brawo!). Wokal jednak nie poddał się i wziął mikrofony od gitarzystów i w końcu jeden z nich działał. Jednak w razie co śpiewał do trzech.
Na szczęście jakoś panowie dobrnęli do końca a ja dostałam setlistę
-Masz, chcesz? Masz.













Upside Down.

Ci także zaczęli od akustycznych problemów. Jednak powoli zaczęli się rozkręcać a wraz z nimi pogo. Muzyka energetyczna chociaż tego dnia podeszła mi najmniej (może dlatego, że ich wcześniej nie znałam). Panów na tym blogu wspominałam też kilka postów niżej, bo grali na Rock in Summer.
Pojawiły się utwory po polsku. Basista grał stojąc pod barem (wspominałam już o tym, że scena była rozmiarów mikro?). Na scenie znalazł się Yogi (powtórka z rozrywki z Tube, odsyłam kilka wpisów w dół).
Przyszedł jednak moment, kiedy robię sobie zdjęcia i nagle jak mną nie rzuci, tak wylądowałam na panu gitarzyście. Statyw który rozwaliłam moim cielskiem ratował wokalista, mnie ratował człowiek, dzięki któremu miałam to bliskie spotkanie z tymże statywem (pozdrowienia człowieku w koszulce The Mugshots).
W trosce o moje bezpieczeństwo i czystość (żeby się krwią nie ufaflać) wyszłam na świeże powietrze i resztę koncertu słuchałam przez mury budynku.
(Szkoda, że byłam prywatnie a nie z redakcji, bo bym mogła mówić o wypadku przy pracy :) )







Hands Resist

Gwiazda wieczoru i promocja nowej płyty.
Powiem tak. Kilkanaście razy przesłuchałam płytę w internecie. Przynajmniej 5 kawałków to dobre hity. Paru rzeczy bym się czepiła chociażby wokalu Karoliny z CF98 w piosence 'Wszystko to co mam', bo uważam, że śpiewa lepiej niż na nagraniu.
Ale piszę o wydarzeniu a nie o płycie.
Była moc. W sumie się nie spodziewałam, że pójdzie aż tak dobrze. Widać było, że zespół się cieszy koncertem, co było widać chociażby w szerokich uśmiechach wokalisty.
Na scenę były wywoływane osoby, które wygrały płytę, oraz ci co mieli wpływ na jej produkcję, którzy tymi krążkami zostali obdarowani.
Szkoda, że wokalista Maypole zniknął po swoim występie, bo chciałam usłyszeć go wraz z Handsami w utworze 'Na krawędzi', który chyba jest jednym z moich 'numerów 1 2 i 3' tej płyty. Pod sceną szaleli ludzie, śpiewali, a wokalista dawał im mikrofon. Fejsbukowe wezwanie do nauki tekstów i śpiewania widać było, że zadziałało bo wraz z tłumem ja zdzierałam gardło, a teksty polskie,  dobre to i dobrze wchodzą. Hasło 'napierdalamy' było obecne jako zapowiedź kolejnych kawałków.
Nie zabrakło też akustycznego numeru, gdzie na gitarze zagrał perkusista. Mam wrażenie, że wokal na początku był nieco onieśmielony jak śpiewał, ale może to tylko wrażenie.

Później znów panowie podkręcili tempo i wykończyli set oraz zaserwowali 2 bisy w tym jeden był coverem znanej wszystkim piosenki, której tytuł mi wyleciał z głowy.








Takie koncerty mają swój urok, chociaż czasem ciężko odnaleźć się w tłumie kiedy wszyscy się znają i bawią razem.


Jednak uważam, że lepszego zakończenia sezonu nie mogłam sobie wymarzyć. Mam nadzieję, ze na Dolnym Śląsku złapię jak na razie jakieś koncerty.


Mam także nadzieję, że na milenagrzesiowska.weebly.com pojawi się kolejna galeria dedykowana :)


Jak na razie się żegnam na czas nieokreślony zostawiam was z Budzałkiem i No Speed Limit.

Papa!

wtorek, 26 czerwca 2012

23.06.2012, Wianki nad Wisłą, Podzamcze, Warszawa

Może to nie 'profesjonalne' ale zacznę od tego co się działo w okolicy Wianków.
Otóż o imprezie się dowiedziałam dzięki LUCowi, bo to on po koncercie na Juwenaliach PW zapowiedział się na 23 czerwca, a na jego stronie wisiała informacja 'Wianki'.
Dotarłam do organizatorów i napisałam maila.
Nic.
Kiedy już ogłosili więcej informacji, zadzwoniłam. Pani mnie przełączyła do innej pani, inna pani dała maila.
Napisałam.
Nic.
Dzwonię po tygodniu.
-Lista zamknięta.
Po weryfikacji danych - nie ma mnie na liście.
-No to mi bardzo przykro, pisałam 2 maile, dzwoniłam do państwa i nic.
-Ale tutaj chodzi rozumiem o zdjęcia, to my możemy po imprezie udostępnić państwu nasze.
-Nie, ja jednak podziękuję.

Chwile później na redakcyjnego maila przychodzi info i okazuje się, ze jednak jest dla mnie miejsce na liście.

No to idę. Kierują mnie do namiotu koło balonów. Okrążam całe Podzamcze. Namiotu niet.
Pytam ochrony - akredytacje wydawane do 19. Wtf? Kto tak powiedział i czemu ja o tym nie wiedziałam. Dobra, czekam, w końcu kątem oka dostrzegam gościa z plakietką 'artysta', który ma plakietki 'media'. No to ja (i jeszcze jeden człowiek) idę do niego i proszę o jedną tłumacząc sytuację.
Bez listy, pokazywania czegokolwiek, dostaję plakietkę. Pan się tylko pyta skąd jesteśmy, czy gazeta, czy portal. Ja mówię, że portal, człowiek, że z agencji.

W tym czasie na scenę zdążył wyjść L.U.C

Tym razem zagrał stare kawałki (nic z najnowszej płyty). Na scenie poza DJem, basistą i perkusistą znalazła się jeszcze pani ze skrzypcami, alladyn, beat boxer, a także goście wchodzący kolejno na różne utwory: Chuck Norris, Vienio, Wojciech Waglewski i Mateusz Pospieszalski.





Ku mojej uciesze Łukasz dostał więcej niż 1 piosenkę do zagrania, więc można było spokojnie porobić zdjęcia i pokiwać się w tłumie do kolejnych utworów.
L.U.C się wygłupiał, tańczył, ale też opowiadał o przekazie swoich tekstów. Jeden utwór dedykował ludziom, którzy chorują na Pocztę Polską. Pojawił się m.in. utwór 'Umiem internet'.
Tym razem nie było nic o Wrocławiu, o mostach. Nie było gitarki, ale było 'Happy end and up happy hands'.

Następnie na scenie pojawili się Myslovitz, których ominęłam. Ale wrócili także później więc 'nadrobiłam'.

W międzyczasie odbył się konkurs OTL, który był partnerem. I dzięki temu po Myslovitz pojawiła się Margaret, która zaśpiewała piosenkę z reklamy tych linii lotniczych. Pani zaprezentowała się w bardzo odważnej kreacji. 



Liber i InoRos zaśpiewali jeden utwór o meksykańskiej fali i się zmyli.



De Mono - pojawili się dwukrotnie i chyba w sumie zagrali 3 kawałki. Te bardziej znane.



Damian Ukeje - jako zwycięzca Voice od Poland (ach te imprezy TVP) zaprezentował cover piosenki Kings Of Leon (o ile się nie mylę)





Ryszardowi Rynkowskiemu w udziale przypadło ciut więcej minut antenowych i ze sceny popłynęło 'Dziewczyny lubią brąz' a następnie wystąpił ze swoją ekipą z programu Bitwa Na Głosy. Niestety potem ten chór robił sztuczny tłum w fosie, ale takie mieli prawo.


Edyta Górniak - też miała bodaj 3 kawałki. Ja jednak skupiłam się na tym że jej fryzura i makijaż nieco nie pasowały do moich kanonów 'piękna' i do wieku artystki. Jednak doping z publiczności miała spory, mimo wcześniejszych głosów, czy aby nie wystąpi z tabletem przy twarzy.


Wilki - którzy w sumie zagrali najbardziej znane hity i zachęcali publiczność do śpiewania, która nota bene czyniła to z wielką chęcią. 



Dalej stała się moim zdaniem porażka, czyli występy zespołów Racoon i 77 Bombay Street. Czemu porażka? Bo kapele lecące tu zza granicy dostały po jednym kawałku. I o ile Racoon nie znam, tak Bombay Street kojarzyłam i sympatycznie było usłyszeć 'Dobry wieczór' i 'Than you Warszawa'. Chciałabym usłyszeć 'I love Lady Gaga' albo 'Up in the sky', tym bardziej, ze panowie zagrali bardzo pozytywnie i widać było po obu kapelach że cieszą się z występów.


Między zagranicznymi zespołami na scenę weszło jeszcze na jeden kawałek Myslovitz. Co w sumie było nieco dziwne, bo na początku grali chyba najdłuższy koncert. składający się na moje ucho z 5-8 kawałków.
Nowy wokalista jak dla mnie ok. Jednak tłum był podzielony na fanów Artura Rojka i na tych co dopingowali Michała. 


Na sam koniec 3 piosenki zagrała wyczekiwana przez wszystkich Katie Melua. Niestety publiczność nie usłyszała największych hitów, ale i tak bawiła się dobrze. Katie dostała płytę (srebrną? zlotą? platynową? nie pamiętam).





Tuż przed północą wszyscy mogli podziwiać pokaz sztucznych ogni zgranych z muzyką. M.in. Fireworks Katy Perry czy Highway to hell.




Imprezę prowadziła Agnieszka Szulim, prezenter Radia Zet i jeszcze jeden człowiek. Były konkursy, wianki, rozmowy o wiankach i o tradycji a także tańczące w fontannie dziewczęta.
Wyszło nieco komercyjnie a impreza była transmitowana przed TVP 2.