poniedziałek, 14 maja 2012

11.05.2012 jUWenalia, Techno Allah, APSurdalia, Warszawa

I mamy maj.

Wpis bez zdjęć, bo w końcu czasem trzeba odpocząć.
Swoją drogą jeśli mi przywiało nowych czytelników (ach zaproszeniowy szał na fejsbuku!) to bardzo serdecznie was witam i zapraszam na bloga od czasu do czasu. :)
A przyznam szczerze, że części osób się nie spodziewałam nawet. 

Antykoncertowe słodkie lenistwo  zakończyło się 11-stego maja.
Chciałam być wszędzie na raz, co teoretycznie znaczy nigdzie, a praktycznie liźnięcie wszystkiego po trochę, co z punktu widzenia małej blogerki (pierwszy raz siebie tak nazwałam!) było całkiem dobre.

Zaczęło się na UW. jUWenalia, gdzieś na ich kampusie. Łona, Łąki Łan, Fisz.
Całościowo przesłuchałam Łonę. Publiczność nawet zaangażowana w koncert, dygali sobie, jedni bardziej inni mniej. Osobiście znałam 2 piosenki (w sumie to dzięki spektaklowi Smycz, bo tam były wykorzystane). Panowie na scenie bardzo energiczni, nic nie było robione na odwal się.
Wyszli też na bis z wiankami na głowach.
Zaraz po koncercie w tłum szybowały juwenaliowe koszulki przy akompaniamencie piosenki ko ko ko ko uw spoko.

Łąki Łanu nie doczekałam, bo już był bieg na Patelnię, na koncert Techno Allah.

Allahy miały na scenę wyjść o 20:30 a tu nic.... Okazuje się, że błąd organizatora (Orange), który wpisał na jedną godzinę 2 zespoły. Brawa na stojąco. O ile mam dobre informacje, to zespół znikąd z 'porno' w nazwie przedłużył sobie koncert grając więcej niż ustalone to było.
TA wyszli stosunkowo późno. Setlista z 12 utworów skrócona do 5. Wokalista zapowiedział brak gadania z braku czasu.
Widać było, że nikomu ta akcja do gustu nie przypadła. Wszystkie 'techniczne' sprawy widać załatwiane na megaszybko.
Wracając do tego co się działo na scenie. Szczerze mówiąc para wokalistów przyćmiła nieco resztę zespołu. Czym? Pan drący buzię z pewnością swoimi tańcami, a pani śpiewająca - swoim przepięknym głosem i rudą burzą na głowie. Muzycznie... Bardzo ciekawe połączenie. Właśnie darcia z kobiecym wokalem.
Plus za utwór w formie dialogu pana drącego się i perkusisty (tak za garami jest ukryty kolejny wokal, bo czemu nie, oby tylko nie podzielili losu alexisonfire!).
W tłumie uwagę na siebie zwracała postać, która swoimi włosami zamiatała powietrze tak długo, że mi już zdążyłaby głowa odpaść. Zobaczyć też można było ludzi w czarnych koszulkach, przyjaciół Allahowców, przechodniów. Na szczególną uwagę i 3 słowa zasłużyła pani (czyjaś mama?) która bardzo się wczuła i wyszła przed szereg i rozkręciła własną imprezę w rytm muzyki.

Po koncercie na Patelni nastąpił powrót na UW, by stwierdzić o 23, że Fisz usypia (kolejny raz moja muzyczna wytrzymałość ugięła się pod ciężką próbą).
Tak więc wyprawa na Bemowo, gdzie odbywały się APSurdalia. Bo jeśli nie gra już nawet nic, to pewnie są ludzie.
Dotarcie na Bemowo zajęło prawie godzinę. A tam zupełnie inna bajka. Wchodziło się jak na jakiś średnich gabarytów festiwal. Atmosfera już była widoczna przy przystankach, gdzie następowała migracja tłumów na z i koncertu. Ludzi na moje oko więcej niż na UW. Otwarty teren, zieleń, długi szereg budek z jedzeniem, tańsze piwo, długi szereg toi toiów, spora scena, Jamal, a raczej końcówka.
Porównując do Fisza można było przynajmniej poskakać, potańczyć a na koniec, na bis zaśpiewać chórem Policmana. Z racji przestrzeni nie było takiego ścisku. Ludzie mogli sobie obozować na trawce i legalnie pić piwko w plenerku słuchając muzyki. Dużo więcej energii i ruchu.
Jedyny minus to pan ochroniarz z urojeniami, który chciał zabrać piwo. Bo on widział, że byliśmy w miejscu, w którym nas nie było i jakiś pierwszy raz na oczy widziany facet ponoć szmuglował piwka przez barierki (co proszę?).
Potem wszyscy wracający, zagadywali się o przystanki i autobusy rozkręcali własne imprezy m.in w autach.


Swoją drogą do kalendarza doszło mi jeszcze 5 koncertów na maj. A  jutro konferencja prasowa Ursy i początek koncertowego maratonu :)



A na sam koniec pozdrawiam Straightminds, którzy nie wiem jakimi silami natury dokopali się tu, a konkretniej do mojej relacji z ich koncertu. Nie wy pierwsi czytacie tu o sobie. Ja zazwyczaj wredota jestem i nie dość, że 'pocisnę' czasem niektórych, to jeszcze im to wysyłam do czytania :)




Koniec plotek! 





M.

















3 komentarze:

  1. Bog jest wielki! Gniew Pana nadchodzi! Allah pokarze was za bluźnierstwo!! Dżihad!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie piszesz i z przyjemnością się to czyta, ale jeśli dla Ciebie Fisz jest usypiający (dodam, że jest on muzykiem, kompozytorem, i instrumentalistą), a Jamal super, bo 'można sobie poskakać' to zastanawiam się, czy z Twoim słuchem wszystko ok.
    Ludzie! Odróżniajcie muzykę od zwykłego chłamu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie wszystko ok. Mam nieco słabszy słuch niż mieć powinnam. Jamal bardziej rozkręcił publiczność. Na Fiszu wszyscy stali, popijali piwo i patrzyli na scenę.
      To mogę powiedzieć obiektywnie. Subiektywnie - miałam ochotę tego dnia poskakać i poruszać się, więc podpasował mi bardziej Jamal, a twórczości obu tych artystów nie znałam. Fisz mi nie podszedł a to jest chyba kwestia gustu a nie słuchu. A o gustach się nie dyskutuje. Jednak widzę, że masz zapędy na dzielenie muzyki na 'muzykę' i 'niemuzykę' mówiąc co jest lepsze i gorsze. A ja z takimi ludźmi nie dyskutuję zazwyczaj.

      Usuń