wtorek, 2 października 2012

30.09.2012, The Back Hearts, Feed The Rhino, GALLOWS @ Hydrozagadka, Warszawa

Na samiuśkim początku muszę zwrócić uwagę na jedną istotną rzecz.
Wokalistą Gallows jest Wade MacNeil, były gitarzysta Alexisonfire.
AOF słucham stosunkowo krótko, bo w łapy wpadli mi jakoś 2 lata temu, ale strasznie polubiłam ich muzykę.
W tym roku AOF zakończył działalność. Na ostatnią, pożegnalną trasę wykupili bilety (chciałam lecieć do Londynu na koncert). W sumie dla mnie jedyną szansą na poznanie kogoś z Alexisonfire był koncert Gallows.




Mimo tego, że się pochorowałam, blada jak ściana dotarłam na koncert na czas, choć plan był nieco inny. Ludzi początkowo jak na lekarstwo. Ja z powodu mojego stanu zaszyłam się na samym końcu, w kącie na kanapie, żeby przetrwać.

The Black Hearts

Chłopaki wystąpili jako jedyny polski support. Zadanie mieli ciężkie, bo publika mała. Swoją drogą jak widziałam ich kręcących się wcześniej po klubie i przed klubem to takiego 'rozstawienia' się nie spodziewałam, bo chociażby basistę podejrzewałam o bycie wokalistą. Może to dlatego, że siedziałam daleko i nie widziałam wszystkiego, ale na moje oko wokal TBH był najbardziej niepozornym członkiem ów kapeli. Za to jak ryknął, to o kurde. Przyznam szczerze, że nie wiedziałam, że w Polsce mamy takie zespoły. Jak na moje ucho bardzo na plus, choć wokal jakby momentami niedociągał, jednak mimo wszystko poziom ich występu był wysoki.
Miło ze strony chłopaków, za coś w stylu 'zróbcie hałas dla...'


Feed The Rhino

Dla mnie - ciut zbyt agresywni. Na taką muzykę i 'fucking' jako co drugie słowo to ja muszę mieć nastrój, ale mimo to trzeba docenić chłopaków. Wyszli, zrobili rozpierdziel i zeszli. Również wysłali buziaczki dla pozostałych kapel. Widać, że panowie się znają na rzeczy. I robią to bardzo dobrze, co wypada im przyznać i polecić dla wszystkich, którzy darcie mordy w mikrofon lubią.


Gallows

Tuż przed wyjściem na scenę udało mi się złapać Wade'a i zapytać czy po występie będzie mieć czas pogadać. Tak, będzie, zapytał o imię. Nice to meet you.
Już chwilę potem szalał na scenie wraz z resztą chłopaków. Zaczęli od Misery a potem było już coraz mocniej. Tłum wariował, Wade namawiał do robienia kółka, ludzie wchodzili na scenę, flesze błyskały. Ze sceny padło 'Gallows Kurwa' co tłum od razu podłapał i chętnie skandował.
Gadania w sumie było niewiele, trochę o poprzednim dniu w Poznaniu i piciu polskiej wódki.
Steph cały koncert stał twardo z miną seryjnego mordercy, za to drugi gitarzysta ma u mnie wielkiego plusa. Dlaczego? Bo patrząc na niego miało się wrażenie, że zaraz komuś przywali gryfem. Siedząc daleko przez chwilę myślałam, ze to bas, niestety bas był spokojny.
Wade daje radę, chociaż moim zdaniem szkoda, że się podziało tak jak się podziało. We wrzasku byłego wokalisty Gallows słuchać było brytyjski akcent. I ta muzyka w swojej brutalności miała swój urok. No i chrypa Wade'a ginie podczas krzyku.
Ogólnie tłum był niewielki ale wdzięczny i pełen miłości do Gallowsów.


Po koncercie dorwałam Wade'a i ze wstępem, że 'lubię Gallows i lubiłam ich z Frankiem ale sam rozumiesz' wyłożyłam przed nim 4 okładki płyt Alexisonfire. Podpisał je z uśmiechem na twarzy. Pogadaliśmy o Kanadyjskiej scenie około punk/hardcore'owej, dowiedziałam się paru smaczków i AOF, dowiedziałam się kto kogo zna, koło kogo mieszkał, co robi reszta kapeli. Pozdrowiłam go od Dustina, z czego się dość zdziwił. Wypytałam o chyba wszystko co możliwe. Poubolewałam nad tym, ze mi wykupili bilety na Londyn...
Wade miał do mnie cierpliwość a ja między pytaniami przepuszczałam ludzi do autografów i zdjęć.




Podziękowania dla Karoliny za zdjęcia. :)



Później jeszcze wzięłam autograf od Stepha i od perkusisty na bilecie. Co ciekawe Steph się uśmiechał i swoim uroczym i niewinnym zachowaniem wobec fanów nie przypominał zupełnie tego samego mordercy ze sceny. Jak muzyka zmienia ludzi.... ;)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz