wtorek, 5 marca 2013

04.03.2013 GREGORIAN @ Sala Kongresowa, Warszawa

Wiem, że przed Gregorianami byłam jeszcze na Triggerfnger, ale z perspektywy tego co zobaczyłam wczoraj niestety nie mogę nie olać chronologii i nie napisać o chórzystach.
Jeden z najlepszych koncertów na jakich byłam, a już na pewno najlepsze show muzyczne.
Relacja długa. Zdjęcia z telefonu (te z aparatu, akredytowane będą do zobaczenia na netfan.pl i na moim fotograficznym fanpage na facebooku).

Dzisiejszy wpis pozwoliłam sobie nawet zatytułować.


Gregorian – grzech wyjść wcześniej.


Na część koncertów idę jedynie porobić zdjęcia. Po trzech kawałkach opuszczam klub, ewentualnie posłucham kilku kolejnych.
Na Gregorian nie dało się nie zostać do końca. Show jakie zobaczyłam będę pamiętała długo.
Koncert zaczął się spokojnie. Kilka utworów odśpiewanych w skupieniu, przy jednolitym świetle, ewentualnym punktowcu na solistę.
Między utworami padło ze sceny stwierdzenie, że jeśli ktoś ma ochotę robić zdjęcia, proszę bardzo, tylko bez flesza. Ochrona niestety wzięła sobie bardziej do serca magiczne '3 kawałki' i zabroniono nam fotografować właśnie wtedy kiedy zaczęła się prawdziwa jazda. Show było na tyle świetne, że wielu ludzi wyciągnęło komórki, żeby uchwycić to co się działo, chociaż najlepsze zdjęcia na pewno nie oddadzą świetności pokazów, jakimi została uraczona publiczność,
Na podest zbudowany z tyłu sceny weszła wokalistka Amelia Brightman (siostra Sary Brightman) w stroju rodem ze starożytności. Nic dziwnego, to był utwór z Gladiatora a w tle wyświetlane były wizualizacje. Co ciekawe, filmy pokazywane reżyserowała właśnie Amelia i były to groteskowe scenki adekwatne do utworu, w których występowali bracia chórzyści (np. motyw z Titanica).
Amelia w różnych stylizacjach pojawiała się niejednokrotnie podczas kolejnych utworów, uświetniając występy swym subtelnym, wręcz teatralnym tańcem i diabelskim spojrzeniem.
Z jej udziałem można było usłyszeć także cover Evanescence – Bring Me To Life. Na scenie pojawiała się również druga wokalistka, obdarzona niesamowitym, operowym głosem - Eva Mali. Z jej udziałem wykonane zostało m.in. World Without End.
Nie można nie wspomnieć o oprawie koncertu. Były iskry, był ogień, było niesamowite świetlne show. Zapłonął wniesiony na scenę miecz, zapłonął fortepian. Podczas utworu z filmu Piraci z Karaibów bracia grali świecącymi pałeczkami na bębnach ustawionych na podwyższeniu a jeden z nich odbywał z Amelią pojedynek na szable.
Na podwyższenie trafił także perkusista grający na wielkich bębnach pałkami z których poszły iskry, a które następnie zostały podpalone. Dodatkowo też bębniarz pluł ogniem czym uświetnił występ.
Chórzyści zaskoczyli pięknym pokazem figur świetlnych, które uzyskali odbijając strumienie światła lustrami. Podczas jednej z piosenek wyszli na scenę mając na dłoniach rękawiczki z laserami, którymi także dali wspaniały świetlny pokaz.
Publiczność usłyszała wiele znanych kawałków. Jednym z nich był She dedykowany wszystkim kobietom członków chóru (matkom, córkom, siostrom, dziewczynom), a także warszawskim paniom. Podczas trwania utworu na ekranie wyświetlone zostały zdjęcia braci z najważniejszymi kobietami ich życia, a pod koniec bracia rzucili białe konfetti na dmuchawy.
Publiczność usłyszała także kultowe: Sound Of Silence, Kiss Form A Rose, Last Unicorn, Live And Let Die, Motywy z Ojca Chrzestnego i Bonda.
Rewelacyjne było także wykonanie hitu z Hallelujah, kiedy to na scenę wyszedł gitarzysta, oraz perkusista z gitarą, refren śpiewały panie z sekcji smyczkowej, które miały swój mikrofon. A zwrotki śpiewali pojedynczo chórzyści oraz wokalistki. Wszystko przy zwykłym białym świetle, skromnie, ale niesamowicie efektownie. Widać było, że część publiczności nuci sobie 'alleluja' pod nosem.
Chór pożegnał tłum radosnym coverem, tańcząc i zachęcając do wspólnej zabawy. A na sam koniec w publiczność zostały wystrzelone serpentyny, na telebimie wyświetlił się napis 'Thank You' owacjom na stojąco nie było końca. Z rozmów ludzi można było wywnioskować, że poprzednie występy Gregorian znacznie się różniły od tego, czyli widać artyści nie powtarzają schematów i cały czas zaskakują.
Po wyjściu z Sali Kongresowej można było kupić dość drogie gadżety Gregorianów (koszulki, kubki, plakaty, płyty) a także stanąć w kilometrowej kolejce (surowo pilnowanej przez ochronę) po autografy części artystów.
Gdybym miała podsumować ten koncert dwoma słowami byłoby to: obłędnie genialny.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz