czwartek, 18 sierpnia 2011

27.08.2010, Legendy Rocka, Zajezdnia MPK, Wrocław

Na początku chciałam podziękować czytelnikom, za to że są. :)
I podziękować za lubienie tego na fejsie. A kto nie lubi na fejsie niech polubi.
Amen.


Od razu mówię, że zdjęć nie ma, bo aparatu nie brałam. Krótko i zwięźle.



Relacja:


Gdyby nie fakt, że wygrałam bilety na Legendy Rocka chyba bym sobie ten koncert odpuściła.
A wygrałam, bo udało mi się przekonać prowadzącego audycję w Radiu Wrocław do przyznania mi wejściówek dzięki podpisowi w smsie. Brzmiał on: ,,Młody koncertowy wyjadacz''.
Pan stwierdził, że po moim smsie już nie mógł dać biletów nikomu innemu (ha!)

Wrocław, sierpień 2010.

Rozkład imprezy: Strachy na Lachy, Lech Janerka, Dżem, Perfect.
To był pierwszy koncert, gdzie jakoś specjalnie mi nie zależało na autografach, czy spotkaniu z zespołem. Liczyła się zabawa i to, że jestem tam za 1zł + VAT (wówczas jeszcze 22%)

Z niewielkim opóźnieniem spakowałam siebie i kuzynkę do tramwaju który miał nas zawieźć do zajezdni MPK. I nagle jak nie lunie... Ludzie wesoło wyjęli parasole a my nic... Leje jak z cebra, ktoś nas poratował swoim sprzętem jednak po minucie i tak całe byłyśmy mokre. Jak się dowiedziałyśmy wchodzimy na nazwisko. A, że nic nie grało jeszcze to się schroniłyśmy na stacji benzynowej, gdzie poratowała nas ciepła herbata. W końcu stację zamknięto bo tłum ją szturmował i pozostało nam czekanie przy dystrybutorach.
Jak strachy zaczęły się wygrzebywać na scenę wszyscy ze stacji ruszyli na teren koncertu. Zostałyśmy przywitane przez pracowników wrockfestu, pożartowali, wpuścili nas.
Grabaż ledwo sobie dawał radę. Jedyne co potrafił z siebie wydusić to ,,zatrzęście parasolami''. I na tym się niestety kończył kontakt z publiką. No i plus gadki między piosenkami. Małe pogo, ludzie raczej stali niż skakali. Publiki też było niewiele, w większości młodzież gimnazjalno/licealna. Ale zauważyłam, że często tak bywa w przypadku zespołów grających jako pierwsze na tego typu imprezach.
Cały fest krążyłyśmy po zajezdni, po sklepach typu społem i stacji, więc ogólnie to pominę.
Po Strachach wyszedł Lech Janerka. Niebo się przejaśniło, a pod sceną zebrało się więcej ludzi. Janerka zagrał wszystko co mógł poza Rowerem, którego domagała się publika. Mimo, iż jego muzyka nie jest mocna to ludzie szaleli w pogo, pływali na fali, a ochrona wyłapywała entuzjastów tzw. crowd surfingu non stop. Podnieśli nawet chłopaka nieco przy tuszy i faceta po 40, który biegał bez koszulki i wszystkich zaczepiał. Miło było popatrzeć jak dzieciaki po 14 lat pogują z rodzicami po 30, 40. Wszyscy się dobrze bawili.
Następnie był Dżem, który chyba z całego wieczora był najbardziej niesamowity. Ludzie stali, wtulali się w siebie. Każdy miał miejsce, nikt się nie tłoczył (choć może pod sceną był ścisk). W ruch szły zapalniczki, fani śpiewali. Najzabawniejszy był pan grający cały koncert na parasolce-basie, który co i rusz domagał się Cegły i zagrzewał wszystkich wokoło do skandowania. Cegły się doczekał na bisie. Wszyscy wspominali Ryśka i ogólnie było pięknie.
Perfectu się nie doczekałyśmy. Było późno, zimno, mokro, panowie się spóźniali a ja sama nawet nie miałam ochoty ich słuchać.
Podsumowując duży plus. Wrocławska organizacja przebija Warszawę na głowę. I udowodnili to niejednokrotnie. Wszystko sympatycznie, nie czepiają się aparatów, nikt mi jeszcze nigdy nie sprawdzał torebki, nawet w klubie. Wszystko sprawnie, uprzejmie. I do końca życia nie zapomnę uśmiechów ochroniarzy, którzy wyłapywali ludzi z tłumu bezproblemowo. Dziewczyny lądowały im na rękach i potem bezpiecznie na ziemi.
Pozdrawiam ochronę Warszawską, która na moich oczach złapała chłopada za koszulkę i genitalia.

1 komentarz: