sobota, 7 kwietnia 2012

13.03.2012, Hunter, HRC, Warszawa

Tutaj bym mogła zacząć od kwejka 'expectations/reality', bo kiedy przyszłam to najlepsze miejsca były zajęte i nie było tak pięknie jak dnia poprzedniego, że między sceną a publicznością była przestrzeń około 1,5m.
Dobrze było zobaczyć znajome twarze, a jeszcze lepiej poplotkować z nieznajomymi twarzami. Jednak przy pierwszej piosence Huntera przekonałam się, ze stanie na środku to nie jest dobry wybór i usunęłam się na bok.

Publika wiedziała czego chce. Pogo, ścisk, w końcu Hunter. Trzeba było się usuwać, żeby nie oberwać.
Chociaż swoją drogą o zespole wiedziałam tyle, ze Jelonek i że dziwne teksty.
A teksty całkiem dziwne. Mieszanie ropy z krwią, petrobożek i te klimaty.
Im w to graj i publice w to graj.
Zachwytu nie było (jeszcze wtedy nie) bo wokal nie w moim guście. Jednak co przykuło moją uwagę, to duet: basista + Jelonek.

Panowie wygłupiali się, tańczyli, zaczepiali się, a w międzyczasie grali jak natchnieni. Stąd też niewiele ich zdjęć (basista bardzo ruchliwy człowiek)... a szkoda, bo jego warkocz do pasa był imponujący. Tańce, skakanie, albo granie tych dwóch panów opartych o ścianę kompletnie przyćmiło resztę. A może to ja koncentrowałam się tylko na np. panu Jelonku ze smyczkiem w zębach.

Potem był cylinder, było lanie wody na publiczność.

A co do muzyki to w uszy rzuciło mi się ,,stary niedźwiedź podobno śpi, podobno nie trzeba się bać''. W domu potem przesłuchałam tą piosenkę chyba milion razy.

Nie ma co się rozpisywać więcej.

Buziaki,
M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz